środa, 30 maja 2012

LOVE TBS! part 1

Cześć dziewczyny! Ten tydzień był dla mnie udręką pod względem nauki - codziennie kartkówka, sprawdzian lub jedno i drugie - co za koszmar! Na szczęście dzisiejszy dzień przetrwałam, w piątek został mi jeszcze sprawdzian dyrektorski z chemii i w końcu weekend.

Dzisiaj pokażę wam moją mini kolekcję maseł do ust z The Body Shop'u.

(kliknij, aby powiększyć)

Masło do ust Wild Cherry oraz Pink Grapefruit.

Pojemność: 10 ml
Skład: zależy od zapachu/smaku
Cena: 40 zł na lotnisku/20 zł w sklepach TBS (sztuka)
Inne:  TBS NIE testuje na zwierzętach!

Wild Cherry 

Opakowanie: Małe, poręczne, dzięki swoim małym rozmiarom można go wrzucić do torebki.
Kilka słów ode mnie: Pierwsza rzecz jaka przyszła mi na myśl po jego zobaczeniu była "łał, ale przepiękne opakowanie!". Faktycznie pachnie wiśniami, jednak jak dla mnie jest nieco zbyt duszący, może trochę przesłodzony - po nałożeniu go na usta pachnie zbyt intensywnie i trochę mi to przeszkadza. Nakładanie masełka palcem nie sprawia mi większych problemów, używam go jednak tylko latem, ponieważ w czasie mrozów zamienia się w kamień. Na zdjęciu będziecie mogły zobaczyć, że różni się konsystencją od Pink Grapefruit - jest bardziej zbita, są pojedyncze grudki masła, które niestety nie za bardzo chcą się roztapiać na ustach pod wpływem tarcia.

Ocena: 4/5

Pink Grapefruit

Opakowanie: T.j wyżej w Wild Cherry
Kilka słów ode mnie: Tym opakowaniem zachwyciłam się jeszcze bardziej niż poprzednim, przepiękne! Cudowny zapach, nie za słodki, idealny na lato. Dobrze rozprowadza się na ustach, nie ma w nim 'bryłek'. Niestety mam go mniej niż Wild Cherry ze względu na częstsze użytkowanie. 

Ocena: 5/5

Zarówno w przypadku Wild Cherry jak i Pink Grapefruit masełko kostnieje w okresie zimowym, jednak gdy postoi trochę na słońcu (wiosną/latem), problem znika. Jeżeli brakuje słońca, pocieram opakowaniem o obie dłonie lub chucham na nie (a raczej w nie). 
Największy minus: cena + testowanie na zwierzętach, czego jednak nie brałam pod uwagę przy ocenie ogólnej.


Macie już za sobą przygodę z TBS ? 
Jakich kosmetyków używałyście? 
Buziaki!

niedziela, 27 maja 2012

Safari.

Hej dziewczyny!
Weekend znowu mija szybko, zbyt szybko by nauczyć się wszystkiego, co czeka mnie w następnym tygodniu - przydałoby się jeszcze trochę odpoczynku. Pogoda się popsuła, słońce schowało się za chmurami, w nocy padało; z jednej strony jest to dobry znak, bo gdyby świeciło słońce i byłoby gorąco to kto by siedział przy książkach?
Pod koniec tego tygodnia dotarła do mnie przesyłka od Karoliny, w której znalazł się błyszczyk z Clinique (7.5 ml) w odcieniu 09 Currant oraz karteczka z gratulacjami.


Strasznie mi się spodobał, choć na początku bałam się co do jego odcienia (w opakowaniu jest dość ciemny), jednak po nałożeniu go na usta jest w odcieniu lekkiego różu. Nie ma smaku, po jego powąchaniu nie przychodzi mi na myśl żaden owoc, więc można powiedzieć, że jest bezzapachowy. Obecnie zajmuje on u mnie pierwsze miejsce (tuż obok błyszczyku w odcieniu nude z Essence). Nie kupiłabym go jednak ze względu na wysoką cenę (ok. 60 zł/15 ml), ponieważ myślę, że można znaleźć coś podobnego za o wiele mniejsze pieniądze.


Ze względu na moje lenistwo zdjęcia są robione aparatem cyfrowym, także wiem, że jakość nie jest zbyt zadowalająca. Uwielbiam ten czerwony kolor na paznokciach, na zdjęciu jest on jednak mniej wyrazisty niż w rzeczywistości. :-) *

* Tak, wiem, mam małe paznokcie ale dziwne by było to, gdybym miała dużą płytkę paznokcia przy małej dłoni. ;)

Buziaki!

czwartek, 24 maja 2012

Kiss!


Hej dziewczyny! Dzisiaj znowu kosmetyki, w najbliższym czasie spróbuję zorganizować zdjęcia z outfitem, obecnie jednak nie mam czasu i chęci na wychodzenie i robienie zdjęć. Przechodząc do rzeczy, od lewej:

Błyszczyk Color Trend Blackcurrant AVON

9 ml skarb, który bardzo ładnie prezentuje się na ustach (nie zrobiłam takich zdjęć, ponieważ mój zastępczy aparat cyfrowy nie jest w stanie zrobić dokładnego zdjęcia) pod warunkiem, że ktoś lubi drobinki. Faktycznie pachnie owocami, na upartego można oblizać usta i go spróbować - może nie jest to zbyt intensywny smak, jednak jest on nieco odczuwalny. Był dość tani, już nawet nie pamiętam ile kosztował, bodajże 8 zł. Nie podoba mi się w nim jedna rzecz: po nałożeniu go na usta włosy strasznie się do niego kleją, czego nigdy nie znosiłam.

Błyszczyk Glossy Lipbalm Berry Sorbet Essence

Zarówno smak (również lekki) jak i zapach jest malinowo-porzeczkowy (8,5 ml). Opakowanie jest małe, spokojnie można zmieścić je w kieszeni spodni czy też w małej torebce. Nie zdarzyło mi się, żeby zawartość tubki się wylała - na szczęście :-), czasem jednak przy zbyt mocnym naciśnięciu opakowania błyszczyk może wydostać się z opakowania z nawiązką.

Pomadka do ust 55 Coralize me! Essence

Strasznie spodobał mi się kolor tej pomadki, jednak trochę przeszkadza mi nadmiar drobinek brokatu na ustach. Nie nakładam jej na usta zbyt często, ponieważ z pomadką jest trochę więcej zabawy niż z błyszczykami (muszę mieć przed sobą lusterko, nie zawsze mam czas i tak dalej). Zużyłam jej jednak już dość sporo, nie była droga, niedługo ją skończę. Nie wiem jednak czy kupię następną - chyba poszukam czegoś innego.

Błyszczyk do ust Stay with me 04 Trendsetter Essence

Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego kupiłam ten błyszczyk - do drogerii przyjechała nowa edycja kosmetyków z Essence, większość ładnych kolorów została sprzedana i został między innymi ten, no i.. kupiłam go. Jest on jednak dość mocnym różem i chyba nie był to trafiony zakup. Szczerze mówiąc, użyłam go może ze.. 3,4 razy?

Mam swojego ulubieńca z Essence jeżeli chodzi o błyszczyki, niestety na zdjęciu wam go nie pokazałam, ponieważ wszystkie napisy się starły (używam go od prawie roku). Niedługo go skończę, kupię nowy i pokażę go wam na wakacjach z innymi ulubieńcami - masłami do ust. To nie wszystko, jeżeli chodzi o pielęgnację/makijaż ust.

Lubicie markę essence? Macie jakichś ulubieńców jeżeli chodzi o błyszczyki/pomadki?
Buziaki!

poniedziałek, 21 maja 2012

Body care.

Hej dziewczyny :) Może niektóre zauważyłyście, że staram się dodawać posty co 2 dni - dzisiaj mija drugi dzień, dlatego też wypadałoby coś napisać. Jako, że lato zbliża się do nas wielkimi krokami i co z tym idzie, zmienimy na dobre wiosenne ubrania na letnie (niektórzy już to zrobili ^^) i zacznie się sezon strojów kąpielowych, co (przynajmniej mnie) motywuje do zwrócenia większej uwagi na części ciała tj. uda lub brzuch. Przechodząc do sedna sprawy.. rzecz, o której będę mówić, to:


Serum intensywnie wyszczuplająco-ujędrniające z efektem chłodzącym EVELINE

Opis producenta:


Skład & stosowanie:


Opakowanie: Duże, 400 ml. Bardzo podoba mi się to, że ma pompkę, jednak podejrzewam, że kończąc ten krem będę musiała je rozciąć, bo nie będę mogła dobrać się do resztek zawartości. 

Konsystencja: Gdybym wiedziała, że wszyscy będą wiedzieli o co mi chodzi, powiedziałabym: średnia. Nie jest ani gęsta ani przesadnie lejąca się przez palce. W zupełności mi odpowiada. Poniżej zdjęcia po nałożeniu kremu na dłoń oraz po jego rozsmarowaniu - jak widać, po kilkakrotnym przejechaniu palcem po skórze krem jest bezbarwny.


Moja opinia: Serum pachnie naprawdę ładnie (może nieco jak gruszka&mięta?), dobrze rozprowadza się po skórze. Nie oczekuję od niego cudów oraz tego, że dzięki jego stosowaniu mój rozmiar zejdzie do 34; co do cellulitu i jego redukcji - nie zauważyłam niczego podobnego (nie mam czasu przeglądać się lustrem). Przy nałożeniu większej ilości na skórę czuć lekkie chłodzenie, co - nie oszukujmy się - w okresie letnim jest plusem chyba, że ktoś po prostu tego uczucia nie lubi. Kolejnym plusem jest dość niska cena (bodajże 18 zł na promocji w Rossmannie). Następnym plusem jest ujędrnienie kremowanych przez nas części ciała: przy regularnym stosowaniu naprawdę widać różnicę! Wszystko pięknie ładnie, zawsze jednak znajdzie się jakieś 'ale', w tym przypadku to nie jest wyjątek, otóż wydaje mi się, że jest nie działa aż tak, jak wersja w tubce (która niestety jest mniejsza), a szkoda, dlatego też najprawdopodobniej skończę te opakowanie i znów wrócę do wersji w tubce - jeżeli miałabym polecić serum w tubce (białe opakowanie) lub krem (zielone), myślę, że krem sprawuje się lepiej. Niby prawie to samo, jednak jak dla mnie to nie to.

Ocena ogólna: 3+/5


________________________________________________________

Biorę udział w konkursie DAX Perfecta, pomożecie?  :-)
Perfecta

sobota, 19 maja 2012

Jewerly.

Cześć! Dzisiaj postanowiłam, że chwilowo kosmetyki pójdą w odstawkę i zrobię notkę o mojej biżuterii.


Nie wiem jak wy, ale ja jakoś nie specjalnie lubię nosić łańcuszki i inne tego typu rzeczy, nie licząc kolczyków lub  pierścionków. Z rana nie mam zbyt dużo czasu na ich zakładanie, dobieranie - po prostu jestem chyba zbyt leniwa. Co innego, jeżeli chodzi o ich kupowanie - to robię z wielką chęcią, aczkolwiek niezbyt często, ponieważ wolę wydać to, co mam na kosmetyki lub na ubrania. Jeżeli jednak już coś kupuję, najczęściej jest to biżuteria z Tally Weijl (zestaw kolczyków & sowa), Pimkie (serduszko na łańcuszku), Takko (dwie pary kolczyków na środku). Mój dzisiejszy nabytek to pierścionek - kokardka, kupiony w Orsay'u (niestety jest trochę za duży, trzeba będzie nad nim popracować).
Podoba mi się również biżuteria robiona ręcznie; to coś innego niż masówki kupowane przez nas w sklepach. Myślę, że to dobra alternatywa dla tych, którzy cenią sobie oryginalność.

Kilka zdjęć:


Lubicie biżuterię? Gdzie ją najczęściej kupujecie?
Buziaki!


_______________________________________________________

Biorę udział w rozdaniu na http://easystylee.blogspot.com 


czwartek, 17 maja 2012

Przygotowywanie stóp na lato - recenzja kremu Scholl.

Hej dziewczyny! Tym razem pomyślałam, że pomimo brzydkiej, ponurej pogody opowiem wam jakie mam wrażenia po stosowaniu kremu firmy Scholl. Lato zbliża się wielkimi krokami, z czym idzie zakładanie odkrytych butów, więc wypadałoby zadbać o stopy (o których przyznam się, że zaniedbałam je nieco w okresie zimowym).


Krem zmiękczający twardą skórę stóp Scholl
Hard skin softening cream Scholl


1. Zawiera kwas salicylowy i kwas mlekowy.
2. Czyni skórę widocznie bardziej miękką w 7 dni.
3. Do stosowania na większych powierzchniach twardej skóry.

Sposób użycia, uwagi od producenta:


Opakowanie: Dość duże, 75 ml. Elastyczne, łatwo wydobyć z niego odpowiednią ilość kremu. Nie wiem jednak czy nie trzeba się męczyć z opakowaniem, gdy krem się kończy, ponieważ używam go dopiero jakieś 2,5 tygodnia.


Moja ocena: Konsystencja kremu nie jest zbyt gęsta, jednak mnie w zupełności odpowiada. Kosmetyk pachnie co prawda dość dziwnie (raczej nie powiedziałabym, że należy on do przyjemnych), ale nie jest duszący, więc da się wytrzymać. Po nałożeniu niewielkiej warstwy na stopy, po chwili nie ma uczucia 'śliskich' stóp. Ja jednak nakładam go dość dużo (głupie przekonanie, że im więcej tym lepiej i szybciej uda mi się osiągnąć zamierzony cel). Nie polecam biegania w nakremowanych stopach po panelach, ponieważ mogą zostać ślady - staram się wtedy chodzić w klapkach po domu, jeżeli już naprawdę muszę (kremuję stopy tuż przed pójściem spać). Nie wydaje mi się, że skóra staje się bardziej miękka w ciągu 7 dni, ja efekt zauważyłam po około 10 dniach. Skóra stała się bardziej miękka, może nawet lekko nawilżona, lepiej wygląda. Sama nie wiem czy krem jest wydajny, ponieważ wygląda na to, że w ciągu niecałych 3 tygodni z tubki 'uciekło' dość dużo kosmetyku. Kosztował mnie 25 zł, więc dość sporo. Używam go regularnie, gdy skończę obecne opakowanie, pobiegnę do sklepu po następne.

Ocena końcowa: 4/5

Uwagi: Produkt NIE JEST odpowiedni dla osób z cukrzycą (co jest jedną z wad, choć w moim przypadku nic nie zmienia).

wtorek, 15 maja 2012

The favorite among peels!

Hej dziewczyny! Dzisiaj chciałam pokazać wam moje cudo, które z pewnością większość z was widziała lub miała z nim do czynienia. :)


Cukrowy peeling do ciała (antycellulitowy) pomarańcza&wanilia Perfecta SPA
Sugar Body Scrub (cellulite), orange&vanilla Perfecta SPA

Opakowanie: bardzo podoba mi się pod względem wizualnym, jednak jest jedno 'ale'. W czasie kąpieli otworzenie go mokrymi dłońmi niemal graniczy z cudem, dlatego też trzeba się tym zająć najlepiej przed wejściem do wanny lub zaraz po tym, póki nie zamoczymy rąk w wodzie.



Powyżej zdjęcie opisu producenta (kurczaczki, zapomniałam o składzie, więc po prostu go przepiszę).


Skład: Paraffinum Liquidum, Sucrose, Silica, PEG-40 Hydrogenated Castrol Oil, Parfum, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Citrus Aurantium Dulcis Peel Oil, Citrus Aurantium Dulcis Peel Cera, Hydrogenated Vegetable Oil, Coffea Arabica Seed Extract, Poliethylen, CI 73360, CI 19140. Talc, Sodium Propylparaben, Eugenol, Cinnamal, D-Limonene.



Moja opinia: Pierwsza rzecz jaka mi przychodzi na myśl to zapach - uwielbiam go! Nigdy wcześniej nie myślałam, że spodoba mi się takie połączenie (nie specjalnie przepadam za wanilią), patrząc na te zdjęcia aż czuję ten zapach :) Peeling jest dość gęsty, nie ma mowy, żeby się wylał/wypadł z opakowania nawet po odwróceniu go do góry dnem, co jest dla mnie plusem, ponieważ mam nawyk upuszczania wielu rzeczy. Z pewnością jednak nie jest antycellulitowy, nie kupiłam go jednak w tym celu, więc nie mam mu tego za złe. Dość dobrze złuszcza naskórek, efekt mógłby być nieco mocniejszy, jednak nie jest źle (ja zazwyczaj wybieram trochę peelingu z opakowania, dłońmi rozprowadzam go po ciele i później używam myjki do kąpieli, by efekt ścierania był większy). Po kąpieli skóra jest lekko natłuszczona, co jak dla mnie jest dość dużym plusem, ponieważ nie zawsze mam ochotę na kremowanie się. Gdybym miała się do czegoś przyczepić uważam, że mógłby kosztować nieco mniej (bodajże 13 zł na promocji, normalna cena to koło 17 zł). Reszta bez zarzutów.

Ocena końcowa: 5/5

A wy, jakich peelingów używacie? Macie swoich ulubieńców? :)

niedziela, 13 maja 2012

O pierdołach.

Cześć wszystkim! Jak wam minął weekend?
U mnie niestety szybko i między innymi przy książkach (konkretnie jednej - biologii). Wiem, że układ krwionośny oraz odporność organizmu jest jednym z łatwiejszych działów jaki mógł mi się trafić, jednak jakoś nie specjalnie interesuje mnie czym jest konflikt serologiczny czy też czym są cytokiny. Dobrze, że jutro mam na 10 do szkoły, z rana zmuszę się do nauki. Pytanie do uczęszczających do szkoły: powiedzcie, czy tylko mi się nie chce się uczyć? Gdy już usiądę przy książce, wszystko dookoła wydaje mi się o wiele ciekawsze. Wcześniej jeszcze zmuszałam się do nauki, teraz na samą myśl o siedzeniu przy książce zaczynam się denerwować. Zaraz jakiś czas pewnie pójdę obejrzeć coś w TV, wcześniej jeszcze zajrzę do zeszytu (możliwość dostania wyższej oceny na koniec roku nieco mnie motywuje).
Dodatkowo ostatnio zauważyłam, że znów nieco "spuchłam", głównie na brzuchu. Jako, że teraz pogoda jest paskudna, mniej się ruszam, choć powinnam. Wykonujecie może jakieś ćwiczenia w domu (prócz brzuszków lub A6W)? W sumie nie wiem po co o to pytam, skoro pewnie i tak nie będę ćwiczyć. Czy tylko ja jestem takim leniem?


 Buziaki!

piątek, 11 maja 2012

Recenzja korektorów.

Witajcie! Dzisiaj mam dla was recenzję korektorów, które używałam w tym roku (jednego z nich wciąż używam).


1. Korektor Multi Mineral Anti-Age Concealer Bell

Opis z tyłu opakowania: Korektor w płynie z minerałami skutecznie tuszuje oznaki zmęczenia i silne obwódki pod oczami. Rozświetla, daje efekt napiętej skóry.



Opakowanie: Podoba mi się pod względem estetycznym, włoski nie 'uciekły' z aplikatora. Pomimo tego, że powoli zaczynam go kończyć, nie mam specjalnych problemów z wydostaniem kosmetyku z opakowania.

 Działanie: Lekkie rozświetlenie cieni pod oczami, nic więcej. Jeżeli ktoś oczekuje lepszego zatuszowania oznak zmęczenia radzę się wyspać i nałożyć korektor, wtedy faktycznie skóra pod oczami wygląda lepiej. Wydaje mi się, że dla mnie jest troszeczkę zbyt słaby i może nieco za ciemny, jednak daje radę. To, jak działa, w moim przypadku chyba zależy od dnia. Używam go również na pojedyncze przebarwienia na skórze - z tymi mniej intensywnymi daje sobie radę. Dodatkowy + za dość niską cenę (ok. 11 zł)

Skład:


Dostępny w odcieniach 01 i 02. Mój odcień: 01
Ocena ogólna: 4/5 


2. Utrwalająca baza pod cienie & korektor I love stage Essence

Kosmetyk nadaje się zarówno jako baza pod cienie jak i korektor. Jako, że uwielbiam kosmetyki z Essence, skusiłam się na te cudo.


Opis opakowania i działanie: Na początku faktycznie, sprawdzał się rewelacyjnie jako baza oraz jako korektor. Później 'włoski' z aplikatora powypadały i kosmetyk np. nakładanie go na ruchomą powiekę nie było zbyt przyjemne - patyczek ocierał mi skórę (patrz strzałka na zdjęciu powyżej). Później wydobywanie tego 'cuda' z opakowania graniczyło z cudem, o dziwo nie mam takich problemów z korektorem z Bell. Na domiar złego zaczął zasychać w opakowaniu po jakimś czasie, nie wiem nawet z jakiej przyczyny. Używałam go koło miesiąca=kompletnie niewydajny. Jednym z większych plusów w tym przypadku jest cena (11 zł) i dostępność.



Ocena ogólna: 3/5

Używałyście któregoś z tych korektorów? Macie jakieś swoje ulubieńce w tej kategorii?
Buziaki!

czwartek, 10 maja 2012

Something that I love - shoes.

Cześć dziewczyny! Dzisiaj mam dla was zdjęcia OOTD oraz buty. Wybaczcie, że byłam w tych samych ubraniach, zdjęcia były robione jedne po drugich. Dzisiaj notka będzie krótsza niż ostatnio (na szczęście), przynajmniej pod względem opisów.



bokserka (pod spodem) - House
bluzka - Pimkie
naszyjnik w kształcie serca - Pimkie
spodnie - bazar




buty - DeeZee
spodnie, bluzka, naszyjnik - 
opis pod dwoma pierwszymi zdjęciami

Jak wam się podobają? W jakich butach chodzicie najczęściej? Buziaki!

wtorek, 8 maja 2012

Cosmetics for face, which I use.

Cześć dziewczyny! Jako, że dzisiaj mam dzień wolnego, pokażę wam moje kosmetyki do codziennej pielęgnacji twarzy i powiem, jak sprawdzają się w moim przypadku. :)


Zaczynając od lewej strony:

1. Tonik do twarzy Clean&Clear Shine Control - cera bez błyszczenia przez cały dzień
Opis producenta: Tonik do twarzy przeciw błyszczeniu się skóry o unikalnej i delikatnej formule zawierającej ekstrakty z trawy cytrynowej i owoców. Usuwa brud, tłuszcz i zanieczyszczenia pozostawiając skórę bez błyszczenia przez cały dzień. Jest on na tyle delikatny, że możesz go używać codziennie.

Moja opinia: Nie jestem przekonana do tego, czy cera się nie błyszczy - po użyciu go rano i wieczorem w odbiciu lustra widzę świecące się czoło (najprawdopodobniej wina oświetlenia w łazience; siedząc w pokoju z lusterkiem nic takiego nie widać), z rana się nakładam podkład i puder, więc problem znika/wieczorem po użyciu toniku idę spać, więc lekkie błyszczenie mi nie przeszkadza. Dobrze usuwa makijaż, zawiera jednak dużą ilość alkoholu (co czuć na twarzy - lekkie szczypanie), ma dość intensywny zapach (niestety, również alkoholowy). Krzywdy mi nie zrobił, wcześniej używałam jego brata w kolorze ciemnoniebieskim. Nie polecam dla cery suchej.

Ilość zużytych opakowań: kończę 2gie
Cena: na promocji 11-13 zł za 2 buteleczki

2. Antybakteryjny krem matujący Perfecta No Problem!
Opis producenta: Antybakteryjny krem matujący przeciw wypryskom z ekologicznym wyciągiem z goji, siarką, perłami matującymi i filtrem UVA/UVB. Obietnice producenta: przyśpiesza redukcję wyprysków, hamuje powstawanie nowych wykwitów, zmniejsza blizny i przebarwienia potrądzikowe, oczyszcza i zwęża pory, skutecznie matuje na wiele godzin.

Moja opinia: Zacznę od tego, że kupiłam go po przeczytaniu wielu pochlebnych recenzji na wizażu. Potrzebowałam czegoś, co nie będzie dodatkowo przetłuszczało mojej skóry i jednocześnie zmniejszy niektóre przebarwienia po wypryskach. Według mnie nie nadaje się na dzień pod makijaż - gdy dotknę twarzy czuję, że moja skóra jest tłusta, dlatego używam go jedynie na noc, naprzemiennie z innymi kosmetykami ze zdjęcia. Co prawda skóra mi się nie świeci po jego użyciu, jednak nie jestem pewna czy oczyszcza i zwęża pory - używałam go jeszcze zbyt krótko, by wypowiedzieć się na ten temat. Może się jeszcze do niego przekonam, jednak chyba spodziewałam się czegoś lepszego.

Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1go
Cena: 12-13 zł

3. Peeling Brusher z Garniera
Krótki opis na przedniej naklejce: Usuwa martwe komórki naskórka, redukuje nadmiar sebum

Moja opinia: Czy usuwa martwe komórki naskórka? Raczej nie, ponieważ nie działa jak peeling - miękka szczoteczka jest do tego zbyt słaba a drobinki peelingujące są zbyt małe. Redukuje nadmiar sebum, skóra po jego użyciu jest miła w dotyku, pod tym względem faktycznie się sprawdza.

Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1go
Cena: ok. 20 zł

4. Krem na noc wzmacniający naczynka Soraya

Moja opinia: Od zawsze miałam problem z popękanymi naczynkami na policzkach. Używany przeze mnie wcześniej krem z AA nie przyniósł efektów, postanowiłam kupić coś innego. Po kilkakrotnym stosowaniu w okresie zimowym rumieńce niemal całkowicie zniknęły, choć nie wiem czy to z powodu kremu. Odstawiłam go, jednak na wiosnę znowu zaczęły się pojawiać. Krem jest dość przyjemny, po jego nałożeniu skóra jest lekko zaczerwieniona, później jednak wraca do swojego normalnego stanu.

Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1go
Cena: ok. 15-17 zł

5. Żel myjący + peeling + maseczka Czysta skóra 3w1 Garnier

Moja opinia: Sprawdza się u mnie z pewnością jako peeling (złuszcza) oraz jako maseczka (matuje). Co do żelu myjącego (oczyszcza) mam wątpliwości, chociaż napewno redukuje nadmiar sebum, po jego użyciu skóra jest niesamowicie gładka. Nakładam go sobie zazwyczaj wieczorem, czekam ok. 5 minut aż lekko zaschnie i dopiero wtedy zmywam. Mały minus za zapach (nie wiem nawet do czego go porównać).

Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1go
Cena: ok. 13 zł


6. Dwufazowy płyn do demakijażu oczu z Ziaji
Opis: Idealny do zmywania kosmetyków wodoodpornych, szybko i skutecznie usuwa makijaż. Nie pozostawia tłustej warstwy wokół oczu. Zapobiega wysuszaniu wrażliwej skóry.

Moja opinia: Dużo osób go zachwalało, więc pomyślałam, że spróbuję. Nie nadaje się do zmywania makijażu. Co to za brednie, że jest idealny do kosmetyków wodoodpornych?! Nie, nie usuwa makijażu szybko u skutecznie. Po zamoczeniu prawie całego waciku, przykładam go do oka i co? Delikatnie odciśnięty tusz, resztę trzeba najzwyczajniej w świecie 'zdjąć', trąc oko wacikiem, co za koszmar (i wcale nie używam wodoodpornych tuszy)! Co do tłustej warstwy wokół oczu to mogłabym się kłócić. Jedyną prawdą jest fakt, że nie wysusza skóry wokół oczu. Może skuszę się później na jednofazowy, tego nie kupię ponownie.

Ilość zużytych opakowań: w trakcie 1go
Cena: 7-8 zł

7. Effaclar Duo - La Roche-Posay
Opis: Krem eliminujący zmiany potrądzikowe o podwójnym działaniu. Eliminuje zapalne zmiany trądzikowe (krosty, grudki) i zaskórniki.

Moja opinia: Coś niesamowitego! Od czasu do czasu wyskakują mi na twarzy duże, bolące wypryski, z którymi Effaclar daje sobie radę. Nakładam nieco większą ilość kremu w obolałe miejsce, wklepuję i następnego dnia 'gula' na twarzy znika. Od czasu do czasu aplikuję go na całą twarz, nie polecam jednak tego robić dla osób z suchą skórą, ponieważ ten krem na właściwości wysuszające. Jest wydajny.

Ilość zużytych opakowań: kończę 1sze
Cena: na promocji: 36 zł, normalnie: 48 zł (pomimo wysokiej ceny - warto!)

Buziaki!

niedziela, 6 maja 2012

Welcome in Warsaw!

Wczorajszy dzień przesiedziałam w Warszawie przy Łazienkach Królewskich, malując twarze dzieciakom i farbując im włosy (o dziwo zdarzyło się kilku dorosłych, którzy również byli zainteresowani). Dzień minął niesamowicie szybko w świetnym towarzystwie - wczoraj nie miałam ani siły ani ochoty nic pisać, koło 21 zasnęłam. Dzisiaj mój 'ukochany' dzień - niedziela, czyli siedzenie przy lekcjach z myślą, że jutro trzeba wcześnie wstać i przesiedzieć te 6 lekcji w szkole. Uch, czy tylko ja tego nie lubię? -,- Dzisiaj znów przeszłam się po sklepach. Co kupiłam? Nic. Wszystko, co zakładałam wyglądało okropnie, wyglądałam jak słoń i w ogóle szkoda słów. Mój optymizm, pewność siebie i nadzieja, że może jednak w czymś wyglądam dobrze, znikły. Miej zły humor, niech wszyscy dookoła działają Ci na nerwy, spoko.
Poniżej wstawiam kilka zdjęć z wczorajszego dnia.





Radzę powiększyć zdjęcia, ponieważ w zmniejszonym formacie nie wyglądają zbyt ładnie. Buziaki!

piątek, 4 maja 2012

Diary.

Dzisiaj o pierdołach, czyli m.in. o dzisiejszym dniu.
Chodząc po sklepach nie zauważyłam nic wartego uwagi jeżeli chodzi o ubrania (przynajmniej nie za takie pieniądze). Pochodziłam, poszperałam, jedyną rzeczą, która mnie zaciekawiła, był pierścionek z wężem, którego oczywiście głupia nie kupiłam (podejrzewam, że jak następnym razem tam zajrzę to już go nie znajdę). Mam kompletnego bzika na punkcie kolczyków, pierścionków, łańcuszków i bransoletek - dużo rzeczy mi się spodobało, jak zwykle z resztą, gdy nie mam przy sobie pieniędzy.
Pogoda do połowy dnia w porządku, zdążyłam się trochę opalić, póki słońce nie schowało się za chmurami i nie zaczął padać deszcz (tak, muszę was wszystkich o tym informować - podejrzewam, że większość z was nie ma w domu okien -,-). Jestem trochę zła na siebie, ponieważ dzisiaj prawie w ogóle nie czytałam, jutro nie będę miała najprawdopodobniej na to czasu (wyjazd do stolicy), w niedzielę ogarniam lekcje, uczę się (lub udaję, w zależności od pogody).
Miałam wyjść, porobić trochę zdjęć ale byłam zbyt leniwa - zrobiłam jedynie zdjęcie mojemu nowemu 'dziecku', które sumiennie podlewam i wystawiam na balkon w dzień (pod warunkiem, że jest słońce). Jakby popatrzeć na to z boku, jestem lekko mówiąc dziwna. Mam nadzieję, że moje opiekowanie się kwiatkiem nie jest objawem pojawiającego się u mnie instynktu macierzyńskiego. ;o


czwartek, 3 maja 2012

Something special - book.

Dzisiaj chciałam się wam pochwalić (a raczej pochwalić książkę), którą przeczytałam kilka dni temu. Ta książka przeleżała w domu niemalże cały rok i w sumie z braku laku po nią sięgnęłam, nie spodziewając się cudów. Pomyślałam sobie "taka tam książka związku kobiety białoskórej z egzotycznym mężczyzną", który okazał się później wojownikiem Samburu (jednego z plemion zamieszkujących Afrykę).
Christina Hachfeld - Tapukai (zarazem bohaterka jak i autorka książki) od dość dawna była zauroczona Kenią, do której chętnie wracała. Zaprzyjaźniła się z jednym z tamtejszych mieszkańców - Leikatikiem, który chciał, by została jego żoną. Początkowo ucieszona, później dowiedziała się, że w ich związku miała istnieć również inna kobieta, druga żona (co było normalną koleją rzeczy w tamtejszej religii), na którą Christina nie zgodziła się. Zostali przyjaciółmi.
Po pewnym czasie zaczęła spotykać się z Lpetatim, z mężczyzną, którego wcześniej poznała i traktowała go jak znajomego. Dla niego gotowa była zostawić dorosłe dzieci, całą rodzinę i pracę w redakcji, jednocześnie zgadzając się na odcięcie od cywilizacji w jednej z wiosek, z dala od bieżącej wody czy też telewizora. Ich małżeństwo było niemalże idealne, dopóki los nie wystawił ich związku na próbę.

Nie będę streszczać całej książki - musiałam przytoczyć jej kawałek, który jest doskonałym dowodem na to, że miłość jest więzią niesamowicie silną, dla której żadną przeszkodą nie są różnice kulturowe, religijne czy też językowe. Podziwiam tę kobietę: miała wystarczająco dużo siły żeby 'przestawić' się z europejskiego luksusu na miejsce, gdzie modlono się o wodę by przeżyć. Tam wszystko dookoła wydawało jej się czymś wyjątkowym, magicznym. Zostawiła swoją dotychczasową pracę i została z nim, ciesząc się obecnością mężczyzny, którego kochała i szanowała.

Polecam tę książkę, zdecydowanie warto ją przeczytać. W najbliższym czasie mam zamiar kupić jej kolejną lekturę pt. "Niebo nad Maralal".


Wiem, strasznie się rozpisałam - mam nadzieję, że mi to wybaczycie i przeczytacie całość (zarówno notki jak i książkę). Dziękuję za komentarze pod moją ostatnią notką - miło mnie zaskoczyłyście, to WY motywujecie mnie do pisania. :-) Pędzę teraz na superszybki spacer z psem, buziaki!

środa, 2 maja 2012

The beggining of de beauté.

Dziwnie jest zaczynać blogowanie od początku, ponieważ w większości przypadków początki są dość trudne.  Pierwszy post będzie czymś w rodzaju wstępu, dopiero od następnego przejdę do konkretów. Mam nadzieję, że moja przygoda z blogspotem nie będzie jedynie przejawem słomianego zapału, którego chcę uniknąć. :-) Pomimo długiego, słonecznego weekendu połowę dnia przesiaduję w domu, odpoczywając od szkolnego zgiełku. 

A wy, jakie macie plany/co robicie w czasie tego długiego weekendu? 
Znacie może jakieś sprawdzone maści/żele na rany (np. po upadku z roweru), na szybsze gojenie się?
A mówią, że sport to zdrowie ^^