środa, 24 kwietnia 2013

Desert flower

Cześć kochane :)

W niedzielę oglądałam film, który poleciła mi koleżanka. Ostatnio nie miałam czasu na oglądanie filmów, czytanie książek czy też prowadzenie bloga. Wybór padł na "Kwiat pustyni". Jako, że uwielbiam zarówno książki jak i filmy o takiej tematyce (jakiej? dowiesz się poniżej), ze zniecierpliwieniem czekałam na wolną chwilę by go obejrzeć.


Podejrzewam, że większość z was oglądała już ten film, jednak kilka słów dla osób, które nie są wtajemniczone:

Waris Dirie jest kobietą, która w wieku 5 lat została obrzezana w nieludzkich warunkach na pustyni. Gdy dowiedziała się o tym, że ma wyjść za 61-letniego mężczyznę, ucieka z Somalii do ciotki, dzięki której trafia do USA i znajduje się tam nielegalnie przez kilka lat. Jak sobie poradzi w wielkim świecie?

Przyznam szczerze, że oglądając ten film popłakałam się. Jest to wzruszająca opowieść oparta na faktach o pięknej kobiecie, która osiągnęła coś z niczego. Mój gust filmowy kręci się głównie wśród komedii i horrorów, jednak z pewnością jeszcze raz go obejrzę. :-)

Mała ciekawostka:

Waris Dirie mieszka w Polsce nad morzem, wywiad z nią możecie obejrzeć na youtubie. Jest równie piękna jak aktorka, która wciela się w postać Waris.

Oglądałyście film? A może czytałyście książkę?
Buziaki :-)

niedziela, 21 kwietnia 2013

Co robiłam jak mnie nie było?

Cześć kochane :)

Po tygodniowej przerwie wracam do was. Dlaczego mnie nie było? Po części przez lenistwo, trochę przez złe samopoczucie, jazdy, poprawy sprawdzianów i tak dalej. W najbliższym czasie postaram się nadrobić zaległości z notkami jak i z odwiedzinami waszych blogów, bo niestety to również sobie odpuściłam. Skalpel również zszedł na boczny tor. W ubiegłym tygodniu ćwiczyłam, uwaga, 4 razy (jak na mnie to naprawdę coś!), w tym niestety tylko 2 razy. Z tego powodu miałam wyrzuty sumienia, więc wybrałam się na godzinny spacer, w końcu trzeba korzystać z pogody. Od następnego tygodnia zabieram się do pracy :)

Dzisiaj miłą niespodzianką była dla mnie wiadomość, że wygrałam rozdanie u jednej z bloggerek. Gdy paczuszka do mnie zawita z pewnością pochwalę się wam tymi cudeńkami :)

A wy, jak żyjecie?
Piszcie w komentarzach co u was słychać :-)

Buziaki!

niedziela, 14 kwietnia 2013

Moja wagowa historia

Cześć dziewczyny :)

Tak, jak obiecałam, dzisiaj pora na post o moich wagowych zmaganiach.

W klasie 1-3 szkoły podstawowej byłam normalną osobą pod względem budowy ciała. Z kolejnymi latami zaczęło się coraz częstsze sięganie po chipsy, lody, żelki i tak dalej. Od małego uwielbiałam słodycze i różnego rodzaju słodkie napoje, zarówno gazowane jak i niegazowane, np. soki. W gimnazjum moja waga była zdecydowanie wyższa niż prawidłowa. Niejednokrotnie namawiana przez mamę i moje wewnętrzne 'ja' próbowałam różnego rodzaju diet - ograniczałam słodycze, jadłam jogurty i wafle ryżowe, jednak zawsze kończyło się to efektem jojo i wróceniem do starych nawyków żywieniowych. Przy wzroście 165 cm w (bodajże) 2 klasie gimnazjum moja najwyższa waga sięgnęła niemalże 79/80 kilogramów. Nie mogłam na siebie patrzeć, czułam się źle w swoim ciele, z zazdrością patrzyłam na inne dziewczyny i ich szczupłe sylwetki.

Na początku 3 klasy gimnazjum doszłam do wniosku, że żadna dieta mi nie pomoże i w akcie desperacji zaczęłam się głodzić, tłumacząc to sobie w ten sposób, że żadna dieta mi nie pomoże, wiec nie ma po co się katować. Potrafiłam zjeść jedną rzecz dziennie lub nie jeść wcale. Patrząc na to teraz wiem, że to nie było rozsądne, jednak wtedy cieszyłam się, że po około 2-2,5 miesiąca udało mi się zrzucić 7 kilogramów.

Pod koniec 3 klasy gimnazjum obiła mi się o uszy dieta Dukana. Gdy usłyszałam i zobaczyłam jej efekty w internecie doszłam do wniosku, że to jest coś dla mnie - mogę jeść tyle, ile chcę, bez zbędnego głodzenia się oraz od czasu do czasu przegryźć coś słodkiego, bez czego raczej bym nie wytrzymała. Od początku marca zaczęłam dietę z wagą 72 kg. Za cel postawiłam sobie 10 kilogramów. Najgorsze były pierwsze 3 dni protein, taka zmiana dla organizmu była nie małym szokiem, jednak pamiętam, że po 1 dniu schudłam 1 kg, więc było to dla mnie bardzo motywujące. Później zaczęła się II faza, waga była coraz niższa, jednak efekty nie były do końca zadowalające. Postanowiłam jednak, że wytrwam do końca i nie dam się. Fakt faktem, że nie do końca przestrzegałam diety, ponieważ niektóre spożywane przeze mnie produkty zawierały albo zbyt dużą ilość węglowodanów albo tłuszczu. Po przepisy sięgałam albo z książki Dukana albo z internetu.
Jak to ja, chwilami łamałam się i sięgałam po różne słodkości, jednak na szczęście w małych ilościach. I takim oto sposobem skończyłam dietę w sierpniu z wynikiem upragnionych 9,5-10 kilogramów, bez jakichkolwiek ćwiczeń, nie licząc zajęć z wf-u. Niestety jakikolwiek ruch (nie licząc spacerów, basenu i roweru) nie sprawiał mi jakiejkolwiek przyjemności i wolałam tego uniknąć.
Później był wyjazd wakacyjny (7 dni), który kosztował mnie 1 kilogram więcej. Na początku byłam na siebie wściekła, później jednak doszłam do wniosku, że to tylko kilogram i nie powinnam panikować.
Później waha przez kilka miesięcy wahała się od 62 do 64/65 kg w zależności od tego, na ile sobie pozwalałam. Owszem, czasami zdarzało mi się poszaleć z jedzeniem, jednak starałam się w miarę kontrolować kilogramy, żeby uniknąć sytuację sprzed kilu miesięcy.
Za jakiś czas znów spróbowałam dukana, myśląc, że może uda mi się zrzucić kolejne kilogramy i osiągnąć swoje wymarzone 56 kg. Bezskutecznie. Na wakacjach 2012 ważyłam 67 kg, jako, że 3 miesiące później miałam mieć połowinki, znów trzymałam się dukana i 4 kilogramy odeszły w zapomnienie.
Na chwilę obecną waga waha się między 62-64 kg, w zależności od tego jak dużo się ruszam, ile zjem i co zjem. Jako, że wczoraj urządziłam sobie z koleżanką wieczorek filmowy, powitałam dzień z 63,8 kg.

Podsumowując (stan na dzień dzisiejszy):

79 - x = 63,8

Wynik:
x = 15,2 kg + 50% do pewności siebie i 40% silnej woli

Po pierwszym dukanie wynik wynosił 17 kg.



Chciałam wstawić zdjęcie sprzed diety, jednak nie znalazłam. Unikałam wtedy aparatu i nie lubiłam zdjęć (w sumie teraz również nie przepadam), jednak gdy znajdę folder, który mi uciekł, wstawię zdjęcie do posta z ćwiczeniami jakie obecnie wykonuję. Powyżej zdjęcie w spodniach, które nosiłam przed dietą oraz w rozmiarze, który noszę obecnie. Na zdjęciu nr 1 nie udało mi się tego ująć, jednak różnica jest zarówno na brzuchu jak i po bokach. 

Wiem, że ta dieta ma swoich zwolenników jak i przeciwników, jednak ja się na nią zdecydowałam i nie żałuję. Niestety do końca życia będę musiała się pilnować jeżeli chodzi o jedzenie, jednak jestem z siebie dumna, ponieważ nigdy bym nie przypuszczała, że będę w stanie zrzucić chociaż 10 kilogramów. Nie ważę tyle, ile bym chciała, jednak to i tak duży postęp.
Poza tym, wspominałam wam o tym, że zaczęłam ćwiczyć z E. Chodakowską - tak, nienawidzę się ruszać, jednak doszłam do wniosku, że może jednak warto się przemóc. Za jakiś czas będzie osobny post na ten temat :)

czwartek, 11 kwietnia 2013

Spring!

Cześć kochane :)

Jako, że pogoda powoli się poprawia powoli przywołuję wiosnę :) Podobno 18.04 temperatura ma sięgać 18 stopni. Przyznam szczerze, że wątpię w to, jednak nawet 12 stopni przygarnę z wielką chęcią. Dzisiaj kilka zdjęć, jutro lub pojutrze post o mojej wagowej historii. Hope you like it!


Wciąż zwlekasz z przygotowaniem swojego ciała do wakacji? Nie odkładaj niczego na jutro, zacznij już TERAZ!


Pamiętaj: najważniejsza jest motywacja, bez niej niczego nie zdziałasz :-)

zdjęcia pochodzą z weheartit

Czasami przychodzą gorsze chwile i łamiemy się, jednak nie należy się poddawać. Dążmy do celu jakikolwiek by on nie był.

Pewnie część z was zastanawia się skąd ten post. Możliwe, że dla was może być trochę nudny (bez sensu?), jednak dzisiaj miałam okropny dzień i jak to ja, odreagowałam go w postaci pizzy i ogromnej ilości płatków z mlekiem. Niestety mój metabolizm nie jest tak dobry jak bym chciała, więc jutro z rana spodziewam się 0,5 kg więcej. Obiecuję (sobie i wam), że od jutra zacznę jeść zdrowiej i ograniczę jedzenie słodkości do 1-2 razy w tygodniu. Czy mi się uda? Musi się udać :)

A wy, jesteście przygotowane na przyjście wiosny?
Piszcie a ja teraz uciekam odwiedzić wasze blogi :)

Buziaki!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Sun is up!

Cześć kochane :)

Dzisiaj krótki post z tym, co ostatnio kupiłam. Zauważyłam, że ostatnio znowu wpadam w zakupowy nałóg, dlatego też jeżeli skończy mi się np. krem, dopiero wtedy kupię kolejny (tak, mówiłam już tak z masłami do ciała i mam kolejne 3 opakowania, które będę musiała zużyć..).
Od wczoraj za oknem piękne słońce, które zdecydowanie pozytywnie nastraja do przetrwania kolejnego dnia. Mam nadzieję, że taka pogoda będzie jak najdłużej, dość mam już tego śniegu, brr.

Przed świętami byłam w Mohito i kupiłam śliczną mgiełkę, którą uwielbiam. Od jakiegoś czasu szukałam czegoś bez rękawa. Cudo!



Reszta to zakupy kosmetyczne:



Przypomniałam sobie, że w sobotę kupiłam w Housie czarną bokserkę z koronką oraz spodnie a'la legginsy, jednak kompletnie zapomniałam o zdjęciach.

To by było na tyle :)

Miałyście któryś z tych kosmetyków? Lubicie?

Buziaki!

niedziela, 7 kwietnia 2013

O nauce słów kilka :-)

Cześć kochane :)

Ostatnio doszłam do wniosku, że im więcej mam czasu wolnego, tym mniej konkretnych rzeczy robię. Niestety przez kilka dni na blogu zapanowała cisza, jednak wracam i mam nadzieję, że w najbliższym czasie znowu nie zniknę na jakiś czas. Wspominałam wam już w lutym o notce o mojej wagowej historii i na dniach powinna się pojawić.

Dzięki uprzejmości Pani Ewy miałam możliwość skorzystania z serwisu Fiszkoteka. Jak zapewne wszystkie z was wiedzą fiszki mają za zadanie ułatwić nam naukę zwrotów lub wyrazów z różnych kategorii tj. języki lub też przedmioty humanistyczne i ścisłe. Jako, że mam smykałkę do języków, zdecydowałam się na fiszki z angielskiego przygotowujące do matury (podstawowej i rozszerzonej).

Na fiszkoteka.pl mamy możliwość zarówno nauki gotowych fiszek jak i stworzenie własnych. Przy wyświetlaniu kolejnych fiszek w większości jest dołączony rysunek oraz wymowa danego słowa, co jest bardzo przydatną opcją dla osób, które chcą nauczyć się języka od podstaw.

Dodatkowo mamy możliwość zainstalowania aplikacji na telefonie lub tablecie, która umożliwi nam naukę wtedy, gdy nie mamy dostępu do komputera, np. w drodze do szkoły/pracy. Jest to dobra alternatywa dla osób, które długo przebywają poza domem.

Mamy do wyboru naprawdę dużą ilość kursów, więc z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Dla osób wahających się nad wyborem nauki tego typu jest możliwość wypróbowania kursów za darmo. Według mnie to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ wiemy, że nie kupujemy kota w worku.

Fiszki są bardzo dobrym sposobem na zapamiętywanie słówek m.in. dla osób, które mają pamięć fotograficzną. Jest to skuteczny sposób na naukę, wystarczy trochę wolnego czasu oraz przede wszystkim chęci.



Jeszcze raz dziękuję pięknie Pani Ewie za możliwość przetestowania serwisu Fiszkoteka.pl.

A wy, uczyłyście się kiedyś za pomocą fiszek?
Buziaki!

czwartek, 4 kwietnia 2013

Kamill

Cześć kochane :)

W ramach akcji Maliny dzisiaj kolejna recenzja kremu do rąk.




Pojemność: 100 ml
Cena: 5,99 zł
Dostępność: DN, Rossmann, supermarkety


Skład:


Jakiś czas temu pisałam o kremie z Isany z 5% mocznikiem. Od razu przyznam, że jeżeli miałabym wskazać swojego ulubieńca z tej dwójki, z pewnością byłaby to Isana. Dlaczego? Konsystencja kremu Kamill jest dość rzadka, przy ułożeniu dłoni w pozycji pionowej krem powoli spływa z ręki, czego nie lubię. Z drugiej strony w celu nawilżenia dłoni potrzebna jest jego niewielka ilość, co sprawia, że kosmetyk jest wydajny. Pozostawia dłonie gładkie, przyjemne w dotyku. Trudno jest mi określić jego zapach, według mnie jest to coś pomiędzy rumiankiem a odświeżaczem powietrza, nie jest to jednak jakaś drażniąca, nieprzyjemna woń. Z pewnością skończę to opakowanie, jednak nie skuszę się ponownie. Bez promocji można kupić krem z Isany w takiej samej/podobnej cenie i to właśnie on spodobał mi się bardziej.

Podsumowując, krem jest w porządku ale szału nie robi :-)

Używałyście? Macie swój ulubiony krem do rąk?

Buziaki!